Historie

Kompletnie uzależniona – zupełnie jak moja matka

Kompletnie uzależniona. Zawsze najbardziej się bałam, że skończę jak moja matka. Jasne, wiele kobiet czuje to samo, ale ja nie martwiłam się wczesnym siwieniem. Martwiłam się tym, że odziedziczyłam po niej uzależnienie od alkoholu. Nałóg, który spowodował tak głębokie rany w mojej rodzinie, że nie sądzę, by kiedykolwiek udało się je zaleczyć. Ten koszmar się spełnił. Zbliżam się do trzydziestki i jestem kompletnie uzależniona.

Kompletnie uzależniona. Chowam butelki czerwonego wina w koszu na ubrania. Uzupełniam kawę wódką, ciągle żuję miętówki, żeby moi współlokatorzy nie czuli w oddechu smrodu alkoholu. Wiem, który właściciel sklepu na rogu nie skomentuje, gdy kupię kolejną butelkę o 10 rano we wtorek. Nauczyłam się, ile muszę wypić, żeby wyłączyć gonitwę myśli i lęki bez zapadania w śpiączkę. To ilość, która pozwala mi funkcjonować na zewnątrz. Pozwala odpowiadać na pytania podczas spotkania na Zoomie i czuć się w miarę komfortowo.

Wiem, że czerwone wino jest lepsze niż białe, ponieważ nie muszę go trzymać w lodówce i o której godzinie wyślizgnąć się z pokoju z pustymi butelkami, żeby nikt mnie nie zobaczył. Wiem to wszystko i nienawidzę siebie, bo im częściej to robię, tym bardziej jestem jak moja mama, robię to samo co zniszczyło dzieciństwo moje i mojego brata. A najgorsze, że to mężczyzna, który mnie zostawił, sprawił, że zaczęłam intensywnie pić. Znowu tak samo, jak w przypadku mamy, kolejna z jej słabości, a przecież obiecałem sobie, że nigdy tak ze mną nie będzie.

Kompletnie uzależniona – kilka słów o matce

Mama zaczęła pić, gdy miałam 11 lat, po odejściu taty. Moje wspomnienia z tamtych czasów są niewyraźne: powtarzające się kłótnie podsłuchiwane przez poręcz schodów, walizka taty spakowana i stojąca przy drzwiach, energiczny pocałunek w czoło i niejasna obietnica, „Do zobaczenia wkrótce”. Zostawił nas dla innej kobiety – koleżanki z pracy, młodsza, ładniejsza, jakie to banalne – i szybko rozpoczął z nią nowe życie.

A mama, jakby w tym momencie przestała nią być, wycofując się w szarą, nieprzeniknioną skorupę, przez którą ani ja, ani brat nie mogliśmy się przebić. Kojarzę te wczesne dni jej picia za zamkniętymi drzwiami sypialni, z ryczącym beznadziejnym programem w TV i zaciągniętymi zasłonami. Brzęk butelek późno w nocy i przekleństwa zagłuszane kaszlem. Szybko nauczyłam się jak poznać, że to „zły dzień mamy” i schodzić jej z drogi, zanim się upije i zacznie zadawać niewłaściwe pytania. Teraz wygląda to tak, jakbym ją skopiowała.

Przez lata żyliśmy w tym przerażającym potrzasku, nigdy nie byłam pewna, która mama odbierze mnie ze szkoły lub z domu koleżanki, niepokój bulgotał jak kwas, gdy zbliżał się ostatni dzwonek. Nienawidziłam, gdy ktoś wiedział o jej piciu, był to haniebny sekret do pogrzebania. Już jako nastolatka wiedziałam, że uzależnienie wiąże się z ogromną ilością tabu.

Kto winien?

Najgorsze w piciu mamy było to, że podobnie jak wszyscy uzależnieni nie chciała uwierzyć, że ma problem. Będąc czynną alkoholiczką rozwinęła w sobie tę chorą zdolność radzenia sobie z życiem, pijąc regularnie pół butelki lub więcej alkoholu dziennie. Jestem pewna, że ludzie, dla których pracowała, wiedzieli o tym, byliby głupi, gdyby nie zauważyli, ale samozatrudniona sprzątaczka większość dni pracy spędza sama z radiem i czymś do picia pod ręką. Dopóki niczego nie zniszczy i utrzymuje dane miejsce w czystości, kto by się przejmował?

Kompletnie uzależnionarozmowa z mamą

W wieku 12 lat otwarcie rozmawiałam z nią na temat butelek wódki ukrytych w szafie, wąchałam jej oddech i odmawiałam wsiadania do auta, gdy odważyła się złapać za kluczyki. Brat i ja od samego początku byliśmy stałymi posiadaczami biletów autobusowych. Nie wiem, ile razy desperacko błagałam, żeby przestała. Płaczliwie, wściekle, spokojnie. Pamiętam, jak podczas Świąt Bożego Narodzenia pisałam list, błagając Świętego Mikołaja by przyprowadził moją starą mamę, wiedząc, że ona to przeczyta. Wielokrotnie obiecywała zmianę – mnie, mojemu bratu, swoim rodzicom, którzy byli jedynymi dorosłymi, którym ufałam – ale nigdy tego nie zrobiła. A tata nie angażował nas w swoje nowe życie, choć wcześniej tak deklarował.

Mój związek z alkoholem zaczął się, gdy miałam 21 lat i byłam studentką w Bristolu. Daleko od przedmieść Newcastle, w którym dorastałam. Daleko też od mojej mamy, z którą zerwałem wszelki kontakt w wieku 16 lat. Byłam też z dala od ludzi, którzy znali prawdę – moich dziadków, którzy nas przyjęli, i moich dwóch najlepszych przyjaciółek. Całe mile od najgorszych wspomnień, np. od tego, kiedy leżała w szpitalu po wypadku, gdy pijana spowodowała wypadek samochodowy. Daleko od jej ciągłych telefonów obiecujących zmianę i od akcji policji, gdy wynosili ją z domu.

Moim pierwszym drinkiem był mały kieliszek prosecco na balu magisterskim. Ci z którymi się bawiłam nie znali mojej przykrej historii, a drink był lekki, bez groźnych skojarzeń z sytuacją domową. Nieco później, gdy przeniosłam się z Bristolu do Londynu i rozpoczęłam nowe życie i ekscytującą pracę w marketingu, alkohol stał się raczej moim przyjacielem niż wrogiem. Traktowałam go z ostrożnym szacunkiem. Jeden mały kieliszek wina do obiadu, toast na zaręczynach kolegi lub z okazji promocji. Koktajle po pracy, ale zawsze z umiarem, z przyjaciółmi.

Kompletnie uzależnionazawirowania życiowe

To był rok 2019, a ja, szczęśliwa, zdrowa, dobrze zarabiająca i w stałym związku z ukochanym mężczyzną. Ale w 2020 roku ten facet zostawił mnie dla innej kobiety i to złamało mi serce.

Wyprowadziłam się z naszego mieszkania do wynajętego pokoju. Moje picie zmieniło się, stając się emocjonalną podpórkę i terapią zrób to sam. Zaczęło się od imprez z przyjaciółmi. Topiłam smutki, jak to często robią porzucone, rozczarowane życiem kobiety. Jeden lub dwa kieliszki chardonnay do pizzy, czy na wyjściu z dziewczynami. Te kieliszki szybko się mnożyły. Wkrótce była to już butelka każdego wieczoru, czasem dwie. Zamiast skończyć na jednym drinku po pracy, wpadałam po drodze do lokalnego sklepu, żeby zaopatrzyć się na później. Czas miałam zajęty mieszanką pracy, spotkań towarzyskich i siłowni, co choć trochę pozwalało oderwać się od problemu. Potem nastąpił covidowy lockdown i zostałam odcięta od ostatniej rzeczy, którą mogłam picie usprawiedliwiać – od innych ludzi.

Po miesiącu lub dwóch zdałam sobie sprawę, że mam problem. Utknęłam w domu i ciągle myślałem o następnym drinku, o tym jak uzasadnić kolejną wyprawę do sklepu monopolowego. Początkowo chciałam tylko uśmierzyć ból po rozstaniu. Później okazało się, że już nie mogę zasnąć bez alkoholu, moje myśli stały się zbyt głośne. Współlokatorzy szybko zdali sobie sprawę, co się ze mną dzieje. Nie są głupi, wielu z nich, podobnie jak ja, miało doświadczenia alkoholowe z domów rodzinnych. Martwili się o mnie. Wiedzieli, że w sytuacji pandemii i zamknięcia w domach problem z alkoholem staje się większy.

Kompletnie uzależniona – potrzebuję pomocy

Chcę pomocy. Wiem, że jej potrzebuję i wiem, gdzie jej szukać. Mam też świadomość, jak trudno jest poradzić sobie samemu. Jednak boję się otworzyć przed kimkolwiek, a szczególnie przed moją rodziną, w tym przed młodszym bratem, abstynentem. Zawiodłam ich, podążając śladami mamy. Przede wszystkim chyba boję się przyznać przed sobą, że jestem bardziej do niej podobna niż kiedykolwiek mogłam pomyśleć. Co prawda, kilka lat temu odnowiłyśmy relacje, po tym, gdy w końcu wytrzeźwiała. Jednak otwarcie się przed nią byłoby dla mnie zbyt bolesne. To stare rany, które się nie zagoiły.

Komentarz Johna C.

Wow, to świetna historia lub raczej jej pierwszy akt. Ciekawy jestem, co będzie dalej.

Nie wszystkie rany z czasem goją się same. Domowy chaos i terror alkoholowy niekiedy udaje się opanować, ale problemy odradzają się w dotkniętych chorobą dorosłych dzieciach alkoholików. Jest profesjonalna terapia i są bezpłatne grupy samopomocy ACA (Adult Children of Alcoholics and Dysfunctional Families, u nas DDA), oparte na programie 12-krokowym. Mają one nowoczesne spojrzenie na traumę i wiedzą jak niestabilność w domu rodzinnym prowadzi do patologii w dorosłym życiu. W moim przypadku AA rozwiązało problem z uzależnieniem, ale niewiele mi zaoferowało, by złagodzić skutki dysfunkcji z dziecięcych czasów.

Mam nadzieję, że autorka, podobnie jak jej matka, odnajdzie trzeźwość i dobre życie. Ta pandemia zaostrza uzależnienie, ponieważ w zamknięciu można je łatwiej ukryć. Podejrzewam, że dzisiejsza historia to przysłowiowy wierzchołek góry lodowej tego co się teraz dzieje w naszych domach

Tłumaczenie za zgodą administratora strony AA Agnostica.