Artykuły

Życie duchowe to nie teoria. Musimy nim żyć

Gdy usłyszałam ten cytat po raz pierwszy, pomyślałam, że za mało medytuję. I że gdy będę robiła tego więcej, to będę żyła w sposób duchowy. Okazało się jednak, że był to tylko początek – medytacja i modlitwa/rozmowa z Siłą Wyższą/autorozmowa są ważne, bo sprawiły, że aby osiągnąć wewnętrzny spokój musiałam zmienić bardzo wiele w moim zachowaniu i podejściu do codzienności. A to okazało się kluczem do duchowego życia.

Życie duchowe. Czym tak naprawdę jest duchowość? Tłumaczeń tego terminu jest bardzo dużo, a mnie najbardziej urzekła prosta definicja, w myśl której jest to „roztaczanie wokół siebie dobrej energii”. Lubię ją przez jej uniwersalne podejście, pasujące chyba do wszystkich możliwych przekonań religijnych, czy niereligijnych, a nawet antyreligijnych. Bo dla każdego jest miejsce we Wspólnocie AA i każdy zasługuje na piękne, duchowe życie.

Co zatem robię, aby roztaczać wokół siebie dobrą energię? Ja skupiam się na trzech aspektach: uważności, akceptacji i łagodności, które rozwinę poniżej.

Tu i teraz

Zawsze, kiedy zaczynam myśleć o UWAŻNOŚCI, przypomina mi się anegdota, kiedy tłumaczyłam nowicjuszowi, że musi realnie być TU I TERAZ, że jego myśli muszą krążyć wokół TU I TERAZ, że tylko w ten sposób osiągnie spokój. Na co odpowiedział mi: „Ale ja TU I TERAZ nie mam pracy, rodzina się do mnie nie odzywa i jestem wściekły i nie wiem, co robić!”. Oczywiście to, o czym mówił (może poza jego emocjami), choć może związane z „teraz” nie miało miejsca „tu”. A oba człony są tak samo ważne. W tamtym miejscu i czasie tylko rozmawiał ze mną po mitingu.

Będąc naprawdę TU I TERAZ, zawsze odczuwam spokój. Daje mi to możliwość reakcji, czyści myśli z kwestii, które nie są realne, bo dotyczą przyszłości lub przeszłości. Minimalizują mój egocentryzm ukazując realne możliwości wpływu na to, co mnie otacza. Każe mi to działać, kiedy jest na to czas i miejsce, zamiast przeżywania życia w scenariuszach, które dawniej pisałam na podstawie tego, co mi się wydawało, że czeka mnie w przyszłości; lub przeżywania alternatywnych wersji przeszłości – głównie przykrych dla mnie momentów, w których tym razem nieustannie błyszczę genialnymi ripostami, a rozmowy kończę tryumfalnym wyjściem.

Świadoma obecność

Bo kiedy jestem świadomie obecna, mam czas i na przemyślenie swoich motywów i na reakcję. (To dziwne, ale naprawdę będąc uważną, mam jakby więcej czasu na wszystko!) Nie zaprzątam sobie głowy wizjami przyszłości, ani nie odpowiadam odruchowo. Rozważając intencje mojego zachowania, ja osobiście, kieruję się nauką buddyjską i zadaję sobie pytania, czy przypadkiem nie kieruje mną lęk, chciwość, egoizm, zła wola oraz czy na pewno zdobyłam całą możliwą wiedzę, żeby podjąć odpowiednie działanie.

Wielu moich przyjaciół katolików zadaje sobie pytanie, czy ich zachowanie jest zgodne z dekalogiem. Przyjaciele ateiści wspomagają się filozofią stoicką, a swoje motywy weryfikują zgodnie z czterema kardynalnymi cnotami: rozumnością, umiarkowaniem, sprawiedliwością i odwagą. A wszystko po to, by stosować się do kroku trzeciego i właściwie powierzać swoją wolę.

Życie duchowe.

Naukę bycia uważną rozpoczęłam od realnego skupiania się na wszystkim co jest: smaku pasty do zębów; dźwiękach, które mnie otaczają; słuchaniu tego, co mówi do mnie człowiek, który jest naprzeciwko; rozumieniu słów, które właśnie czytam – nie odpływaniu myślami. Dalej zaczęłam dostrzegać swoje emocje – nie oceniając ich, po prostu je widzieć.

Kiedy zaczęłam już uważnie patrzeć na rzeczywistość, która jest wewnątrz i dookoła mnie, musiałam nauczyć się ją AKCEPTOWAĆ. Kroki dały mi ku temu potężną podstawę, nauczyły, m.in. że moje życie jest niekierowalne i że mam wpływ tylko na swoje działanie, nie na jego efekty. To solidny fundament. Mój dalszy rozwój pokazał mi jednak, że do zaakceptowania mam jeszcze wiele, na różnych płaszczyznach.

Wracając do normalnego życia w społeczeństwie, musiałam pogodzić się najpierw z tym, że nie zawsze muszę być szczęśliwa. To otworzyło mi furtkę na akceptację pozostałych emocji, które mi się przydarzają. Uważam, że to bardzo ważne – uświadomić sobie, że życie z natury ma momenty piękne i fatalne, że ja z natury miewam samopoczucie cudowne i beznadziejne i nie ma w tym nic złego. Jedyne czego mi nie wolno, to krzywdzić innych kierując się emocjami. Za to mam do nich prawo, mogę je przeżyć, mogę płakać i się śmiać i to wszystko jest dobre.

WSZYSTKO JEST TAKIE JAK MA BYĆ.

Bardzo często powtarzałam sobie te słowa pracując nad akceptacją rzeczywistości, (a to przecież część kroku trzeciego dotyczącą powierzenia swojego życia). Koniec z upiększaniem, kolorowaniem i różowymi okularami. Również koniec z czarnowidztwem, zamartwianiem i narzekaniem. Koniec z wartościowaniem i ocenianiem tego, co realnie jest. Wszystko jest takie jak ma być.

Z tego bezpośrednio wynika, że ja też jestem taka jak mam być. Siebie też mogę zaakceptować ze wszystkimi swoimi „niedociągnięciami”, ze wszystkim, co mi się do tej pory nie podobało. Ja też jestem dokładnie taka jak mam być! Skoro daję z siebie 100%, to jeśli coś mi nie wychodzi – tak ma być. Rozważam to zgodnie z dziesiątym krokiem i żyję dalej. Nie powinno mieć to wpływu na moją samoocenę. Jeśli jestem bezwzględnie uczciwa wobec samej siebie i wiem, że dałam z siebie wszystko, na co w danym momencie miałam siłę: popełniłam błąd, jak dziecko – zasługuję na kolejną szansę, a nie na karę.

Moi bliscy też są dokładnie tacy jak mają być. Choć też czasem popełniają błędy, jak dzieci.

Łagodność

W ten naturalny sposób przechodzimy do nauki ŁAGODNOŚCI, która jest najważniejsza. Możemy ją nazywać różnie: „Miłością i Służbą” jak dr. Bob streścił nasz program zdrowienia, „miłującą dobrocią”, „miłosierdziem”, „współodczuwaniem” czy jakkolwiek. Ja lubię określenie „łagodność”, bo jest najmniej górnolotne i wydaje się być najbardziej w moim zasięgu. 🙂

Nic tak nie „temperuje” mojego ego, jak łagodność. Nic nie leży w większej sprzeczności z tym, jak zachowywałam się pijąc. I nic też nie świadczy bardziej o mojej obecnej trzeźwości, jak to, jak bardzo łagodna względem otaczającego mnie Istnienia potrafię być tu i teraz.

                                                                                     Namaste 😉    Ania z Opola