Wolność bycia sobą w Świeckim nurcie Wspólnoty NA
Wolność bycia – Nigdy nie byłam wyznawczynią żadnej religii. Dorastałam w domu ateistów/agnostyków, do kościoła chodziłam tylko wtedy gdy byłam małą dziewczynką, a znajdował się on po drugiej stronie ulicy. Jako dziecko lubiłam robić kolorowe bluzki, bransoletki przyjaźni i inne tego typu wyroby, czego nauczyła mnie żona pastora na obozie biblijnym.
Wolność bycia – Doświadczyłam w kościele rzeczy, których pragnęłam: przyjaźni i poczucia wspólnoty, lecz nie stałam się osobą religijną. Nigdy nie uwierzyłam w żadne bóstwo. W wieku około 20 lat przeżyłam okres, który nazywamy wojującym agnostycyzmem. „Nie wiem i ty też nie wiesz” – można było przeczytać na naklejce na zderzak, którą z dumą umieściłam na samochodzie.
Dość mocno mnie zaskoczyło, gdy pewnego dnia moja dorosła córka, wspominając własne dzieciństwo, powiedziała: „Pamiętasz ten czas, kiedy byłaś chrześcijanką?” „No cóż, absolutnie nie”, odpowiedziałam. Byłam zdumiona. Jak mogła odnieść takie wrażenie? Zaczęła opisywać pewien epizod: „Pakowałaś się w tym małym mieszkaniu nad barem, bo miałaś zamiar przeprowadzić się do Teksasu i wrócić na studia”.
O tak, wtedy byłam chrześcijanką. Córka miała na myśli jedno z najtrudniejszych doświadczeń dna, jakich wiele przeszłam w trakcie aktywnego uzależnienia. W tym konkretnym przypadku miałabym rozbity samochód, zarzuty karne i cywilne oraz nakaz eksmisji. Gdybym wtedy wyjechała z Wirginii do Teksasu, w ciągu kilku dni zostałabym bezdomna. Córka zapamiętała, że chciałam opuścić ją i jej brata, studiować i mówiłam, że jestem chrześcijanką. Jak ateistka stała się chrześcijanką w oczach córki?
Wolność bycia – Ostatnia nadzieja
Byłam zdesperowana, zanim zdecydowałam się opuścić moje dzieci, poszłam na spotkanie Anonimowych Narkomanów. Uznałam to za ostatnią deską ratunku. Wielokrotnie próbowałam sama rzucić narkotyki, bezskutecznie. Kiedy w końcu ból ich używania mnie złamał, znalazłam NA. „Nasza choroba zawsze powracała i postępowała, aż w desperacji zwróciliśmy się o pomoc do Anonimowych Narkomanów”.
Zanim wszystko straciłam, spróbowałam czegoś, czego jeszcze nie próbowałam, czyli wspólnoty. Byłam pokonana i załamana. Miałem nadzieję, że będzie to miejsce, w którym poczuję się lepiej. W końcu nie miałam innego wyjścia. Nie chciałam, aby moja rodzina dowiedziała się przez co przechodzę, ale czułam, że potrzebuję pomocy, że bez niej zginę.
Na kilku pierwszych mityngach czułam się bardzo obco. Wywnioskowałam, że ci ludzie znaleźli jakąś magiczną formułę, która pozwoliła im odstawić narkotyki. Używali dziwnego języka, a modlitwy wisiały na ścianach. Siła Wyższa pisana z dużej litery, była eufemizmem na określenie Boga. Nie doświadczyłam żadnego mityngu bez modlitwy, której słów nie znałam, trzymania się za ręce w kręgu i wzywania Boga.
Fakt, że każde spotkanie odbywało się w murach kościoła, nie pomógł mi uwierzyć, że było to cokolwiek innego niż program bardzo religijny, pomimo sporadycznych twierdzeń, że tak nie jest. Nie byłam na żadnym, które nie charakteryzowałoby się tego rodzaju religijnością. Słuchałam wszystkiego z uwagą, nie mówiłam zbyt wiele. Ich rozwiązanie nie miało dla mnie sensu. Wiedziałam, że coś wymyślili i stało się dla mnie jasne, że to coś ma być Bogiem. Była to także jedyna rzecz, która zdawała się łączyć ich wszystkich, poza tym, że byli uzależnieni.
Mówiono mi wiele rzeczy: „Będziemy cię kochać, dopóki nie pokochasz siebie”. „Nie martw się o to, jak wygląda twój Bóg, w końcu go poznasz”. „Przyjdź na 90 mityngów w 90 dni”. „Znajdź sponsora”. „Szukaj podobieństw”. Robiłam to.
Siła Wyższa – twój ratunek
Powiedziano mi również: „Nie możesz wyzdrowieć bez Siły Wyższej. Będzie to Bóg według twojego rozumienia.” Jednak ukryte przesłanie brzmiało: „ale oczywiście powinien to być Bóg przez duże B i należy się do niego modlić w stylu chrześcijańskim, tak jak my wszyscy robimy”. Mieszkałam przecież w kraju, gdzie chrześcijaństwo było najbardziej znaną i oczywistą ścieżką.
Tak bardzo chciałam znaleźć sposób na życie bez narkotyków, że nawet kupiłam Biblię. Oprócz codziennego uczęszczania na mityngi chodziłam na zajęcia z jej studiowania. Cokolwiek to było, w tym przypadku zadziałało. Wcześniej, ignorując sprawy religijne, niczego nie osiągnęłam. W Biblii znalazłam właściwe słowa. Dowiedziałam się, że jeśli nie odnajdę Boga, umrę. Wiedziałam, że śmierć regularnie puka do moich drzwi, więc ta część równania wydawała się całkiem prawdziwa.
„Muszę zmienić swoje życie”– pomyślałam i robiąc to, zanurzyłam się w króliczej norze.
Próbowałam uwierzyć, a moje dzieci odniosły wrażenie, że jestem chrześcijanką i z tym przekonaniem zostały na lata. Pamiętają jak próbowałem czytać i objaśniać im Biblię. Nie wiedziały, że jestem narkomanką i członkinią Anonimowych Narkomanów, ale widziały, że próbuję stać się osobą wierzącą. To wszystko było kłamstwem. Nigdy nie poczułam wiary, której, jak mi mówiono, będę potrzebowała do życia, ale bardzo pragnęłam powrotu do zdrowia i dawałam z siebie wszystko.
Wolność bycia – Uczciwość i Bóg
Jednak, na dłuższą metę, nie mogłam tych rzeczy pogodzić. Wielokrotnie słyszałam, że muszę być uczciwa, zarówno wobec siebie, jak i wszystkich innych, i że muszę wierzyć w Boga, aby wyzdrowieć. Chciałam wyzdrowieć i chciałam być uczciwa. Nie mogłam dłużej udawać. „Jak znaleźć wiarę, jeśli ona nie przychodzi?” Wydawało się, że nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie.
„Jakie to smutne” – pomyślałam – „to wyzdrowienie, które odkryli, nie jest dla mnie”. Dałam z siebie wszystko, byłam otwarta i chętna. Podzieliłam się problemem z innymi uzależnionymi, ale rozwiązanie, które znaleźli, nie było dla mnie. Nie mogłam zostać w programie, w którym nie byłam sobą, nie naruszając podstawowej zasady uczciwości.
Krótko po tym, czując się pokonana i beznadziejna, opuściłam NA i straciłam niemal wszystko, co było dla mnie ważne. Zostawiłam na 8 miesięcy dzieci, które nadal wierzyły, że ich matka nawróciła się na chrześcijaństwo. Nie wiedziały o mojej rezygnacji z religii, jak i o uzależnieniu.
Udało mi się ukryć przed nimi prawdę o sobie. To było w 2009 roku, a później przez prawie 12 lat nie chodziłam na mityngi. Za każdym razem, gdy zastanawiałam się nad ponownym przystąpieniem do wspólnoty, powstrzymywały mnie od tego „Boskie sprawy”. W ciągu tych 12 lat cztery razy dotarłam do dna, przeżyłam, ale znacząco skrzywdziłam wszystkie bliskie mi osoby. Przedawkowałam kilka razy i pochowałam kilkunastu przyjaciół.
Moje dno
A moje ostatnie dno nadeszło w 2021 r., kiedy zabrano mi najmłodsze dziecko. To było najgorsze ze wszystkiego, nie mogłam sobie poradzić z tym w pojedynkę. Nie chciałam iść do NA, bo wiedziałem, że nie dam rady zmusić się do wiary, ale wkrótce dowiedziałam się, że jest to jeden z warunków, które muszę spełnić, aby odzyskać opiekę nad dzieckiem. Musiałam to zrobić, to był nakaz sądowy.
Na szczęście w tym czasie mogłam już uczestniczyć w wirtualnych spotkaniach. Na jednym z tradycyjnych mityngów doświadczyłam znanego mi prozelityzmu. Prowadzący powiedział ze złością: „Porozmawiaj ze swoim sponsorem, jeśli nie pasuje ci gdy mówię: Jezu. To twój problem, nie mój”. Chociaż nie miałam problemu z niczyją wiarą, poczułam, że oni nigdy nie zaakceptują mojej niewiary. Ponownie zrozumiałam, że w tym miejscu nie mogę być sobą. Musiałbym udawać, żeby tu przetrwać.
To doświadczenie zainspirowało mnie do wyszukania w Google hasła „świeckie mityngi NA” i tak trafiłam na moje pierwsze spotkanie na platformie Zoom, odbywające się w Seattle w stanie Waszyngton. Po zaledwie pięciu minutach wiedziałam, że znalazłam swój dom. Zdałam sobie sprawę, że na tym programie wreszcie mogę być sobą, płakałam ze wzruszenia przez prawie godzinę. To było dla mnie wielkie odkrycie. Mogłam uczestniczyć w mityngach bez obawy, że moja niewiara sprawi, że będę się czuła jak wyrzutek społeczny.
Teraz jestem zaangażowana w świecki nurt NA, pełnię różne służby. Niedawno rozpoczęliśmy mityngi nowej grupy, która jest jedną z 26 grup online, jakie można znaleźć na stronie secularna.org. Ulga i radość widoczna u nowoprzybyłych, których historie są podobne do mojej, to dla mnie wspaniała nagroda. To mnie inspiruje do służenia.
Wolność bycia – Pomagać innym żyć w zgodzie w samym sobą
Gdyby były takie grupy w 2009 roku, moje życie wyglądałoby inaczej. Będę nadal pomagać tej społeczności rozwijać się, tak aby dotrzeć do tych, którzy chcą czuć się swobodnie i być sobą. Wiem, że jest wielu takich, którzy przychodzą i odchodzą z NA, ponieważ nie mogą narzucić sobie wiary, której nie mają. Moją inspiracją jest wciąż chory i cierpiący narkoman. Jestem bardzo dumna ze społeczności, której stałam się częścią. Regularnie spotykamy się z mandatariuszami grup, pracując nad takimi kwestiami, jak: służba, różne formaty mityngów, bezpieczeństwo czy informacja publiczna.
W tym roku nasz przedstawiciel będzie przemawiał na warsztatach „Przyjaciele Świeckich AA” podczas Międzynarodowej Konferencji Osób Świeckich w AA, która odbędzie się w dniach 20–22.09.2024 w Orlando na Florydzie. Wiem też, że odbędą się warsztaty dla świeckich członków NA na 38. Światowej Konwencji Anonimowych Narkomanów. To będzie w ostatni weekend sierpnia, też tam będę. To moja pierwsza taka konwencja. Kręci mi się w głowie z podniecenia. Nie muszę udawać nikogo innego, aby wyzdrowieć. Mogę być sobą, bo znalazłam swoją grupę wsparcia w świeckim nurcie NA.
Kris J. jest wdzięczną, powracającą do zdrowia narkomanką, mieszkającą w Zachodniej Wirginii. Po raz pierwszy wstąpiła do NA w 2009, „utknęła tam i została” po odkryciu świeckiego NA w 2021. Niedawno założyła nową świecką grupę, jest sekretarzem na dwóch innych. Jest mamą trójki dzieci, uważa się za humanistkę-ateistkę. W wolnym czasie tworzy naturalne perfumy i kadzidełka. Jest czysta od 18 listopada 2022.
Wolność bycia – Tłumaczenie za zgodą AA Agnostica