Artykuły

Rozdział Czwarty Wielkiej Księgi – nowa wersja, „Do Agnostyków”

Trudno nawet wyrazić jak negatywne są moje odczucia w stosunku do oryginalnej wersji rozdziału, My Agnostycy. Jego pokrętna i zwodnicza treść jest przygnębiająca. Dołuje mnie to co tam czytam i nie bardzo potrafię to zmienić. Jedna rzecz jest jasna: gdy czytają go ludzie religijni ludzie wydaje się być ok. Ich opinia wynika jednak z uprzedzeń i ignorancji wobec tego, co to znaczy być agnostykiem lub ateistą. Wielu z nich naprawdę wierzy, że mają patent na prawdę. Rozdział ten jest obraźliwy względem ludzi świeckich i sprzeczny z racjonalnym myśleniem, to protekcjonalną szarada. „My” w tytule, insynuuje, że autorzy są agnostykami, a to nieprawda. Autor jest chrześcijaninem próbującym ratować i nawracać agnostyków na wiarę w religijnego Boga. Czy to nie dziwne, że w tym celu udaje agnostyka? Próbę nawracania można zrozumieć, ale dwulicowość jest odpychająca. Sugeruję jednak, abyście przeczytali również oryginalny tekst z taką dozą tolerancji jak to tylko możliwe. Poniżej zaś, znajdziecie tekst po zmianach.

Krytyka rozdziału V - Wielka Księga

Rozdzial Czwarty. W poprzednich rozdziałach dowiedzieliśmy się co nieco o alkoholizmie. Mamy nadzieję, że udało nam się wyjaśnić różnicę między alkoholikiem, a niealkoholikiem. Jeśli, mimo że chcesz, nie jesteś w stanie całkowicie zrezygnować z alkoholu lub jeśli nie masz kontroli nad wypijaną jego ilością, prawdopodobnie jesteś alkoholikiem. Jeśli tak, cierpisz na chorobę, którą można opanować jedynie na drodze przemiany duchowej.

Dla kogoś, kto jest ateistą lub agnostykiem takie doświadczenie jest całkiem możliwe. Kontynuowanie picia oznaczałoby całkowitą katastrofę. Choć ma kogoś takiego jak beznadziejny alkoholik, to być skazanym na śmierć z powodu alkoholizmu lub żyć w oparciu o program duchowy, to nie zawsze jest łatwa alternatywa. Ale, z drugiej strony, nie jest to takie trudne. Około połowa członków naszej Wspólnoty zaliczała się do tego typu ludzi. Na początku niektórzy z nas starali się uniknąć problemu, łudząc się, że nie są jednak prawdziwymi alkoholikami. Po jakimś czasie wszyscy musieliśmy zmierzyć się z faktem, że albo znajdziemy nową, duchową podstawę do życia, albo zginiemy. Być może tak będzie i z tobą. Ale nie martw się, wiemy, że poglądy agnostyczne i ateistyczne nie są przeszkodą w przyjęciu tego programu.

Gdyby do przezwyciężenia alkoholizmu wystarczyła sama znajomość kodeksu zasad moralno-etycznych czy innej filozofii życiowej, wielu z nas już dawno by wyzdrowiało. Intelektualizacja takich takich pojęć jest niewystarczająca. Kluczem do sukcesu okazało się praktyczne zastosowanie tych zasad. Realizując postanowienie bycia lepszym, bardziej kochającym człowiekiem i praktykując to dzień po dniu, przekonaliśmy się, że życie i trzeźwość nabierają nowego sensu.

Brak siły duchowej, to był nasz dylemat. Musieliśmy znaleźć taką moc, dzięki której moglibyśmy żyć, i musiała to być moc większa niż my sami. To było oczywiste, ale gdzie i jak mieliśmy jej szukać? Cóż, dokładnie o tym jest ta książka. Jej głównym celem jest umożliwienie ci znalezienia siły większej od ciebie, która pomoże ci rozwiązać twój problem. Zatem, napisaliśmy książkę, którą zawiera treści natury moralnej, etycznej i duchowej. Oznacza to oczywiście, że będziemy rozmawiać też o Bogu. Nie jest to problem dla nas, agnostyków. Akceptujemy fakt, że większość ludzi jest religijna i że swoją duchowość realizuje przez wiarę w Boga. Nie jesteśmy wobec nich uprzedzeni. Dla ateistów lub agnostyków siłą większą może być inny człowiek, grupa AA, cała Wspólnota lub jeszcze coś innego. Liczą się efekty jej działania.

Wiemy, jak niekiedy czują się w AA ludzie niewierzący. Wszyscy przeżywaliśmy wiele wątpliwości. Niektórzy z nas byli bardzo antyreligijni. Dla innych słowo „Bóg” kojarzyło się ze szczególnym jego obrazem, wyniesionym z dzieciństwa. Odrzuciliśmy tę koncepcję, ponieważ wydawała się nam nieadekwatna. Wraz z nią porzuciliśmy ideę wiary w Boga. Niepokoi nas myśl, że zależność od nadprzyrodzonej mocy jest oznaką słabości, a nawet tchórzostwa. Głęboko sceptycznie patrzymy na świat pełen zła, zwalczających się nawzajem ludzi, systemów teologicznych, niewytłumaczalnych katastrof i klęsk. Z mieszanymi uczuciami obserwujemy ludzi nadmiernie manifestujących swoją pobożność. Jak nadprzyrodzona istota może mieć z tym wszystkim coś wspólnego? I kto jest w stanie ją pojąć? A w innych momentach, gdy oczaruje nas gwiaździsta noc, myślimy: „Kosmos jest taki niesamowity!” Pojawia się uczucie zachwytu i zdumienia. Trzymamy się tego, wiedząc, że nie potrzebujemy Boga, by czuć podziw i pokorę wobec ogromnej złożoności wszechświata.

Tak, my, ludzie o agnostycznych i religijnych poglądach, miewamy o sobie wzajemnie negatywne opinie. Spieszymy was uspokoić. Okazało się, że gdy tylko potrafiliśmy odłożyć na bok uprzedzenia i wyrazić choćby chęć wiary w siłę większą od nas samych, zaczęliśmy osiągać dobre rezultaty, chociaż niemożliwe było i jest dla kogokolwiek z nas, ateisty lub teisty, zdefiniować lub w pełni pojąć tę moc, którą może być Bóg, miłość, inni ludzie lub cokolwiek, co działa w twoim przypadku.

Z dużą ulgą odkryliśmy, że my agnostycy, wcale nie musimy rozważać innej koncepcji wyższej siły. Ta była wystarczająca, aby zmienić nasze nastawienie i dokonać zmiany w myśleniu. Gdy tylko przyznaliśmy, że istnieje siła większa od nas samych, spłynęło poczucie celowości, warunkiem było przestrzeganie kilku prostych zasad. Odkryliśmy, że dziedzina ducha miłości jest wszechogarniająca, obejmuje tych, którzy gorliwie jej poszukują. Stoi otworem, jak wierzymy, dla wszystkich ludzi.

Dlatego też, gdy w tej książce używamy terminu „Bóg”, oznacza on naszą własną koncepcję siły wyższej. Odnosi się to również do innych duchowych pojęć, które znajdziesz w tej książce. Nie pozwól, aby jakiekolwiek uprzedzenia, wobec terminów duchowych, zniechęciły cię do szczerego zadawania sobie pytania, co one dla ciebie znaczą. To wystarczyło, by nawiązać pierwszą świadomą relację z wyższą mocą, taką jak ją rozumiemy. Zaakceptowaliśmy to, co kiedyś wydawało się zupełnie nieosiągalne. Aby podnieść się i rozwijać trzeba ruszyć w drogę, to był jej początek.

Musieliśmy odpowiedzieć sobie na krótkie pytanie: „Czy teraz wierzę, lub przynajmniej jestem skłonny uwierzyć, że istnieje moc większa ode mnie samego?” Jeśli tylko ktoś może powiedzieć, „tak”, stanowczo zapewniamy go, że jest na właściwej drodze. Nasze doświadczenie wielokrotnie dowiodło, że na tym kamieniu węgielnym można zbudować wspaniały gmach. Była to dobra nowina, bo wcześniej uważaliśmy, że jakiekolwiek duchowe zasady są nie dla nas.

Kiedy ludzie mówili nam o nich, myśleliśmy: „To jest dla ludzi religijnych. To nie zadziała w moim przypadku, bo nie wierzę w Boga”. Więc gdy dowiedzieliśmy się, że możemy zacząć trzeźwieć bez wierzeń religijnych, była to dla nas bardzo pocieszające.

Z powodu niezrozumienia, jak duchowość może odnosić się do ludzi świeckich, często bywaliśmy uparci i nierozsądni. Wielu z nas było tak drażliwych, że nawet przelotna wzmianka o sprawach duchowych wywoływała sprzeciw. Tego rodzaju myślenie musieliśmy odrzucić. Okazało się, że nie jest to trudne. Duchowość to przecież nic innego, jak nowy głęboki, sposób myślenia o nas samych i o innych.

W obliczu zagrożenia alkoholową destrukcją, wkrótce staliśmy się tak samo otwarci na sprawy duchowe, jak i na inne kwestie. W tym przypadku alkohol ujawnił swą siłę perswazji. Paradoksalnie przywrócił nam zdrowy rozsadek. Oczywiście, czasami był to żmudny proces; mamy nadzieję, że nie będziecie tak długo uprzedzeni, jak niektórzy z nas. Czytelnik może jeszcze zapytać, dlaczego miałby wierzyć w moc większą od siebie. Uważamy, że istnieją dobre powody. Zastanówmy się nad niektórymi.

Człowiek współczesny chętnie przyjmuje do wiadomości wiele założeń popartych faktami naukowymi. Wiek dwudziesty akceptuje różne teorie naukowe, pod warunkiem, że są one ugruntowane w rzeczywistości. Na przykład te dotyczące elektryczności. Przyjmujemy je bez cienia wątpliwości. Dlaczego? Ponieważ nauka pozwala je logicznie wyjaśnić. W dzisiejszych czasach każdy uwierzy w teorie naukowe, na które istnieją dobre dowody, nawet jeśli pewnych zjawisk nie możemy gołym okiem zobaczyć. Dowody wizualne mogą być mylące. W miarę jak badamy świat materialny, często okazuje się, że zewnętrzne objawy nie są wiarygodne.

Oto przykład: Zwykła stalowa belka jest, tak naprawdę, masą elektronów wirujących wokół jąder atomowych z niesamowitą prędkością. Ruch tych cząstek rządzi się precyzyjnymi prawami, które obowiązują w całym świecie materialnym. Tak twierdzi nauka i nie mamy powodu, by wątpić. Dlatego, kiedy sugeruje się nam nielogiczne założenie, że ponad światem materialnym i życiem takim, jakim ono jest, znajduje się wszechmocna, kierująca, nadprzyrodzona istota, nasz racjonalny umysł dochodzi do głosu, mówiąc, że nie ma na to dowodów.

Czytamy zawiłe, święte księgi, wdajemy się w skomplikowane rozważania i uważamy, że nie potrzeba Boga, by wyjaśnić tajemnice wszechświata. Dla niektórych, religijnych ludzi, takie twierdzenie oznacza, że życie powstało z niczego, nic nie znaczy i zmierza donikąd. My agnostycy, tak nie sądzimy. W życiu jest wiele znaczenia, a to, gdzie ono zmierza, w dużej mierze zależy od nas samych. Wiemy, że nasza ludzka inteligencja nie jest ostatnim słowem, alfą i omegą, początkiem i końcem wszystkiego. Jest ona jedynie narzędziem, którego używamy do odkrywania nowych prawd.

My, agnostycy, podążający drogą trzeźwości, staramy się odłożyć na bok uprzedzenia wobec zorganizowanych religii. Wiemy, że niezależnie od ludzkich słabości, religie różnych wyznań nadały cel i kierunek życiu wielu milionom ludzi. Wszyscy, wierzący i niewierzący, czują, że mają logiczne pojęcie o tym, o co chodzi w życiu. Akceptując inne idee duchowości, chcemy by nasze również były akceptowane. Wszyscy poszukują szczęścia, stabilności i poczucia użyteczności. Droga, którą wybieramy nie jest najważniejsza, istotny jest nasz wspólny cel, trzeźwe życie.

Czasami przyglądaliśmy się wadom innych ludzi i wykorzystywaliśmy je by tych ludzi piętnować. Mówiliśmy o nietolerancji, podczas gdy my sami byliśmy nietolerancyjni. To tak, jakby nie zauważać piękna lasu, z powodu brzydoty niektórych drzew. Nie potrafiliśmy w pełni docenić duchowej strony życia.

12/12

Nasze historie osobiste pokazują szerokie zróżnicowanie w sposobie, w jaki wyobrażamy sobie moc, która jest większa od nas samych. To, czy zgadzamy się z konkretną koncepcją, wydaje się nie mieć większego znaczenia. Są to kwestie, które każdy powinien rozwikłać na własną rękę. Co do jednego, wszyscy jednak byli zgodni. Kiedy zyskali dostęp do siły większej od siebie i uwierzyli w nią, osiągnęli to co było wcześniej niemożliwe. Rzućmy tylko okiem na zawarte w tej książce świadectwa.

Oto tysiące mężczyzn i kobiet zgodnie oświadczają, że odkąd uwierzyli w potęgę większą od nich samych i przyjęli określoną postawę, nastąpiła rewolucyjna zmiana w ich sposobie życia i myślenia. W obliczu upadku i rozpaczy odkryli, że napłynęła do nich nowa energia, spokój, szczęście i poczucie sensu. Stało się to wkrótce po tym, jak spełnili kilka prostych wymogów. Do niedawna zbłąkani i zbici z tropu bezsensem życia odkryli powody tego stanu. Pomijając kwestię picia, zaczęli rozumieć dlaczego życie było tak ciężkie i mówią jakie nastąpiły zmiany. Jeśli wielu z nich twierdzi, że świadomość siły większej od nich samych jest dziś najważniejszym faktem w ich życiu, to jest bardzo mocny argument za tym by w taką siłę uwierzyć.

W ostatnim stuleciu nasz świat dokonał większego postępu niż we wszystkich poprzednich tysiącleciach. Historia dowodzi, że intelekt ludzi w tamtych czasach był równy najlepszym umysłom doby dzisiejszej. Jednak w czasach starożytnych postęp był boleśnie powolny. Dlaczego? Duch badań naukowych i wynalazków był prawie nieznany. Umysły ludzi były skrępowane przesądami, tradycją i wszelkiego rodzaju dogmatami religijnymi. Niektórzy współcześni Kolumbowi uważali kulistość Ziemi za absurd. Galileusz o mało nie zginął na stosie za swoje astronomiczne herezje. Nawet w obecnym stuleciu amerykańskie gazety obawiały się drukować relację z pierwszego udanego lotu braci Wright. Czy wcześniej wszystkie próby lotu nie skończyły się fiaskiem? Przecież maszyna latająca profesora Langley’a nie spadła do rzeki Potomac? Czy najlepsze umysły matematyczne nie dowiodły, że ludzie nigdy nie będą latać? Czyż ludzie religijni nie powiedzieli, że Bóg zarezerwował ten przywilej dla ptaków? Zaledwie trzydzieści lat później podbój przestrzeni powietrznej dokonał się całkowicie, a podróż samolotem stała się czymś normalnym.

W większości dziedzin nasze pokolenie było świadkiem całkowitego wyzwolenia nowego myślenia. Pokaż robotnikowi portowemu niedzielny niedzielny dodatek do gazety opisujący możliwość lotu na Księżyc, a on powie: „Założę się, że oni to zrobią, i to niedługo”. Czyż nasz wiek nie charakteryzuje się łatwością, z jaką odrzucamy stare idee i zmieniamy je na nowe?

Musieliśmy zadać sobie pytanie, dlaczego nie mielibyśmy zastosować tej samej gotowości do zmiany naszego obecnego punktu widzenia? Mieliśmy kłopoty z relacjami osobistymi, nie umieliśmy kontrolować emocji. Byliśmy ofiarami lęków i depresji, nie umieliśmy zarobić na życie, mieliśmy poczucie bezużyteczności, byliśmy nieszczęśliwi, nie mogliśmy pomagać innym – czyż rozwiązanie tej udręki nie było ważniejsze od obejrzenia na ekranie lotu na Księżyc? Oczywiście, że tak.

Kiedy widzieliśmy, jak inni rozwiązują swoje problemy poprzez proste poleganie na duchowych zasadach, musieliśmy przestać wątpić w uzdrawiającą moc miłości. Nasze pomysły nie sprawdziły się, ale idea siły wyższej przyniosła praktyczne rezultaty.

Wiara braci Wright, że mogą zbudować maszynę, która będzie latać, była główną siłą napędową ich osiągnięcia. Bez wiary nie mogliby tego dokonać. My, agnostycy i ateiści, trzymaliśmy się idei, że samowystarczalność rozwiąże nasze problemy. Kiedy pokazano nam, że pomoc innych ludzi, siła grupy działa, czuliśmy się jak ci, którzy wcześniej wyśmiewali braci Wright.

Logika jest rzeczą wielką. Uznawaliśmy ją i nadal uznajemy. Została nam dana możliwość rozumowania, badania tego co obserwujemy i wyciągania wniosków. To wspaniały atrybut człowieka. My, agnostycy, czujemy satysfakcję podchodząc logicznie i racjonalnie do wszelkich problemów. Wierzymy, że nowe, wspaniałe pomysły na dobre, trzeźwe życie powstają w trakcie pracy zespołowej i dzięki wsparciu całej Wspólnoty.

Kiedy, jako zdeklarowani alkoholicy, stanęliśmy w obliczu katastrofy, której zresztą, w dużej mierze, sami byliśmy powodem, nie musieliśmy uciekać się do wiary w religijnego Boga.

Nie musimy teraz dyskutować o zaletach i wadach teizmu czy ateizmu. Niezależnie od tego, jakie są wasze przekonania w tych sprawach, są one wystarczającym punktem wyjścia, aby budować dobrą, silną trzeźwość.

W tym momencie stanęliśmy przed pytaniem, czy wspólnota AA może nam pomóc? Uważamy, że tak. Zaszliśmy już daleko przez most rozsądku w kierunku pożądanego brzegu trzeźwości. Wizja nowego sposobu życia sprawiła, że zmęczone oczy nabrały blasku, podniosła nas na duchu. Przyjazne ręce zostały wyciągnięte na powitanie. Byliśmy wdzięczni, że rozum doprowadził nas tak daleko. Z otwartym umysłem mogliśmy łatwo zejść na brzeg. Jako agnostycy, ateiści i wolnomyśliciele mocno opieramy się na rozsądku. Łącząc naszą zdolność logicznego rozumowania z pogodą ducha, której we Wspólnocie AA doświadczamy, otrzymujemy wielkie wsparcie na tym ostatnim odcinku drogi.

To jest naturalne, ale zastanówmy się trochę nad tym głębiej. Czyż nieświadomie nie zostaliśmy doprowadzeni do tego miejsca, w którym dziś stoimy, przez pewien rodzaj wiary? Bo czy, na przykład, nie wierzyliśmy w potęgę umysłu? Czy to nie była pewnego rodzaju wiara w nas samych? Tak, wierzyliśmy w rozsadek. Więc, w pewien sposób, wszyscy byliśmy wierzący i praktykujący. Odkryliśmy, że wiara była stale w nas obecna! Kiedyś takie słowa przyprawiłyby nas o gęsią skórkę.

Czyż nie czuliśmy podziwu do pewnych ludzi, rzeczy, pieniędzy czy, niekiedy, nas samych? Czy w podniosłych momentach nie patrzyliśmy z czcią i zachwytem na zachód słońca, na morze czy kwiaty? Kto z nas nie kochał czegoś lub kogoś? Ile te uczucia miłości i podziwu, miały wspólnego z intelektem? Mało lub nic, jak to dziś widzimy. Czyż nie z tych uczuć powstała tkanka formującą nasze życie? Czy te uczucia, mimo wszystko, nie przesądziły o naszej egzystencji? Nie można powiedzieć, że nie mieliśmy zdolności do wiary, do miłości, do podziwu. W takiej czy innej formie żyliśmy sprawami duchowymi, może tylko trochę inaczej je pojmując.

Wyobraźmy sobie życie bez jakiejkolwiek wiary! Gdyby istniał tylko czysty rozum, nie byłoby życia. Ale my wierzymy w życie – oczywiście, że tak. Uważamy, że życie, tak samo jak linia prosta, to najkrótsza odległość między dwoma punktami, ale nie możemy tego udowodnić. Czy świat jest masą cząstek elementarnych stworzoną z niczego i zmierzającą donikąd? Nie wiemy tego, nauka nie daje ostatecznych odpowiedzi, to ciągle jest kwestia wiary. Ale nawet same cząstki elementarne wydają się być obdarzone jakąś inteligencją, jak twierdzą naukowcy.

Widzimy więc, że rozum nie jest wszystkim, nie zawsze można całkowicie na nim polegać. To powiedziawszy, nadal nie widzimy powodu by go odrzucać. Rozum jest jednak najlepszą cechą naszych umysłów. Ludzie, którzy twierdzili, że nigdy nie będziemy potrafili latać, mylili się. Po prostu nie rozumieli fizyki. Widzieliśmy też inny rodzaj lotu, duchowe wyzwolenie ludzi, którzy wznieśli się ponad swoje problemy. Mówili nam, że miłość czyni te rzeczy możliwymi, a my się uśmiechaliśmy z powątpiewaniem. Był to przykład duchowego wyzwolenia, a my nie byliśmy w stanie w nie uwierzyć. Właściwie oszukiwaliśmy się, bo w głębi duszy każdego z nas leży fundamentalna idea miłości. Może być przesłonięta przez nieszczęście, przez pychę, przez podziw dla rzeczy materialnych, ale w takiej czy innej formie ona jest. Miłość jest bowiem siłą większą od nas samych, a przejawy jej działania w naszym życiu są faktami tak starymi, jak samo ludzkie istnienie.

W końcu pojęliśmy, że wiara w dobro i miłość jest częścią nas samych, tak jak uczucia, które żywimy do przyjaciół. Czasami musieliśmy odważnie jej szukać, ale ona tam była. Znaleźliśmy wspaniałą rzeczywistość głęboko w nas. Tak naprawdę tylko tam ją można znaleźć. Tak się miała sprawa z nami.

Wierzymy, że możemy tylko trochę poprawić świat, w którym żyjemy. Jeśli nasze słowa pomogą wam pozbyć się uprzedzeń, pozwolą myśleć uczciwie i zachęcą do pilnego wejrzenia w głąb sobie, to jeśli zechcecie, możecie dołączyć do nas na tej szerokiej drodze do trzeźwości. Z takim nastawieniem nie można upaść. Wasze przekonania w kwestiach religijnych nie są najważniejsze.

Dale K

Dale K. mieszka w Północnej Karolinie od 2018 roku. Dorastał w Michigan i uczęszczał przez 12 lat do katolickiej szkoły. Zdecydował, że jest ateistą w wieku 13 lat. Przeprowadził się na Florydę w 1974 roku. Wstąpił do AA w 1980, a ostatniego drinka wypił w 1981. W połowie lat 80. w jego rodzinnym mieście odbył się pierwszy świecki mityng. Brał udział w wyłącznie w tych mityngach, dopóki się nie przeprowadził do Północnej Karoliny w 2010 roku. Tam odkrył, że tradycyjne AA niewiele się przez te lata zmieniło. Podobnie jak Wielka Księga. Zdając sobie sprawę, że na jej „pierwszych 164 stronach” nie zostały wprowadzone żadne zmiany zdecydował, że nadszedł na nie czas. Zaczął pisać swoją książkę „Świecka Trzeźwość” (Secular Sobriety); zawiera ona poprawioną wersję pierwszych 164 stron Wielkiej Księgi. Książka została opublikowana w czerwcu 2018 roku, a jej sprzedaż szybko przekroczyła 1000 egzemplarzy. Można ją kupić za pośrednictwem strony internetowej Amazon.

Rozdział Czwarty Wielkiej Księgi – nowa wersja, „Do Agnostyków”. Tłumaczenie nieautoryzowane, zrobione za zgodą administratora strony AA Agnostica.